niedziela, 8 listopada 2015

Magia listów czyli powrót do przeszłości.


~♥~
Zastanawialiście kiedyś jakby to było gdybyśmy urodzili się w czasach kiedy nie było Facebooka, komórek czy gadu-gadu (chociaż powoli to też wychodzi z codziennego użytku) a może już macie schowane listy w pudełkach gdzieś w zaciszu rodzinnego domu? Listy są sprawą mniej lub bardziej osobistą, chowane przez pewien czas głęboko w pudełkach tak aby nikt tego nie znalazł. Nikt nie chciałby aby ktoś z rodziny czytał listy miłosne. Tym bardziej dzieci. Listy to cudowna rzecz. Kolorowe, zapachowe papeterie, narysowane miłosne serduszka na marginesie kartki. Chwile szczęścia. Niestety jest też ciemna strona listów, ta mniej radosna. Między innymi nasuwa się pytanie: jak wielu znalazło szczęście przez listy, a jak wielu upadło? Tak jak życie, tak samo listy nie są kolorowe. Grzebiąc w historii babć czy mam, można znaleźć dwadzieścia, pięćdziesiąt czy sto listów, ale zawsze jest ten ostatni. Ostatnie listy dzielą się na różne kategorie. Są listy kończące znajomość definitywnie czyli przez pryzmat czasu i kilometrów dzielących dwie zakochane osoby, dochodzą one do wniosku, że związek nie ma prawa istnienia lub po prostu... jedna ze stron znalazła inną osobę, taką która jest na miejscu. Ja uważam, że jeżeli miłość jest prawdziwa nasze oczy nie zobaczą innego "obiektu westchnień". Kolejna kategoria listów, to takie które dwie kochające się osoby po prostu zmieniają miejsce zamieszkania. Są po prostu w jednym mieście i żyją długo i szczęśliwie. Tak jak opisywałam swoją historię miłosną w poprzednich postach - u mnie szczęśliwe zakończone się nie spełniło. Trzecią kategorią i chyba ostatnią, bo przecież ten blog nie jest blogiem profesora do spraw miłosnych i naukowca w sprawach listu, więc przypuszczam, że więcej opcji nie ma: jednemu z kochanków ulotniło się uczucie. Pisanie samych listów nie daje stuprocentowej pewności, że ta miłość przetrwa. Trafiła nas strzała amora, ale po pewnym czasie nie widząc tej osoby uczucie po prostu zanika. Wtedy osoba albo już na ostatni list nie odpisuje albo kończy znajomość. Zastanawialiście się kiedyś czy taką trudną decyzję musiał podjąć ktoś z waszej rodziny? Po takim upadku (tak jak w moim przypadku, zrymowało się. Przypadek) osoby nie mogą się podnieść, pamiętają o swojej wielkiej miłości. Wiecie na czym polega "pierwsza wielka miłość"? Nigdy nie przestajemy kochać tej osoby, ona zawsze pozostaje w naszej pamięci a później jako matki możemy opowiadać o swojej miłosnej histori naszym dzieciom, czy jako babcie - wnukom.Miłosne listy pewnego dnia się kończą, nie ma dalszego ciągu wydarzeń ale najpiękniejsze jest kiedy jako dorosłe osoby możecie je wyciągnąć, przeczytać, wrócić do nich i wyrzucić, spalić albo zachować na pamiątkę. Listy są bardzo trwałe, co najważniejsze - nie są w formie elektronicznej. Tak jak książki, tak też listy są przedmiotem który wywołuje w nas większe emocje. Dlatego też listy najczęściej kojarzą nam się z romantycznością. Jak myślicie - ile osób znalazło swoją miłość pisząc listy. Może to właśnie Wy przeżyliście taką historię lub ktoś z kręgu waszych znajomych? Zazdroszczę. 

1 komentarz:

  1. Pisałam listy z jednym... Chłopcem. Dzieliło nas ledwie 30 km. Spotykać mu się nie bardzo chciało... Jeśli dochodziło do spotkania to z mojej inicjatywy i ja musiałam się wysilić by przyjechał. Durnota. Co mi po romantycznych liścikach, rozmowach nocnych przez telefon, po ładnych słówkach jak ten cudowny chłopiec nagle zmieszał mnie z błotem... Skrzywdził mnie a potem jeszcze wszystko ułożył sobie tak bym to ja czuła się winna i bezwartościowa. Spalenie listów nie pomogło. Nie poczułam się lepiej, czyściej... Po takiej "miłosnej" historii czułam się raczej jak kurwa (bo tak o mnie mówił). Bezwartościowa kurwa...

    OdpowiedzUsuń