niedziela, 8 listopada 2015

Żyć dalej czy zatrzymać się w miejscu?

Kolejny niedzielny dzień. Czasami wydaje mi się, że niedziela jest dla mnie najgorszym dniem. Siedzę w domu z rodziną i dopada mnie dziwnie uczucie... jakbym straciła kolor życia. Nienawidzę tego uczucia kiedy wszyscy w domu widzą, że coś się ze mną dzieje. Setki naiwnych pytań i wymijająca odpowiedź, żeby tylko dali mi spokój. Nie potrafię o tym rozmawiać, bo łzy cisną mi się do oczu. Wiecie jak pisanie pozwala wylać swoje myśli? Wiem, że nikt jeszcze tego nie czyta ale jest mi lepiej kiedy pisząc swoją historię nie widzę oczu ludzi, z których nic nie mogę odczytać.
Dzisiaj wróciłam do naszych wiadomości z Panem B. I wiecie co? Nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć. Próbowałam to sobie w jakiś łatwy sposób wytłumaczyć, ale nie umiem. Jak blisko jest przepaść między prawdą a kłamstwem? Zaczęłam się też zastanawiać czy naprawdę na świecie istnieją ludzie którzy potrafią tak owinąć sobie człowieka liną, a później z tej cholernej liny zrzucić go w przepaść. Wracając do wiadomości, uświadomiłam sobie, że jednak tak jest.
Wiecie jak się żyje z dnia na dzień, modląc się aby przeżyć go bez większych smutków. Każdego dnia próbuję nie wracać myślami do Pana B. ale choćbym bardzo chciała, nie da się. Najgorsze jest to, że będąc z różnymi mężczyznami po zerwaniu nie miałam jakiegoś wielkiego doła. Po prostu podchodziłam do tego z myślą, że będzie następny. A teraz? Teraz minęły 4 miesiące. Może w ciągu tych czterech miesięcy popełniłam błąd.
Zaczęłam wierzyć w przeznaczenie. Jakie to komiczne, że nad morze miałam jechać tydzień później ale sprawy potoczyły się tak, że pojechałam tego cholernego 20 (zaczynam nienawidzić tą cyfrę), miałam jechać tam tylko z rodzicami ale moja przyjaciółka pojechała z nami. Wiecie, że gdyby nie ona nigdzie bym wtedy wieczorem nie wyszła? Powinnam obwiniać wszystkich za zmianę decyzji, ale jaki to ma sens? To przecież moja wina. To ja wybrałam swój obiekt cholernie nie trafnie.
Gdyby Pan B. mnie teraz zobaczył, zdałby sobie sprawę jak bardzo moje oczy krzyczą o pomoc. Najgorsze jest to, że nikt tego nie widzi i nikt nie potrafi mi pomóc. Wiem, że powinnam poradzić sobie z tym sama i mój problem jest błahy do problemów innych ale każdego niszczy coś innego.
Jest tutaj w ogóle ktoś? Czy ktoś to w ogóle czyta? Czy ktoś w ogóle mi kiedyś pomoże? Halo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz